Kobieta na emigracji
Wolność, dla mnie to kobieta.
Postanowiłam zaprosić płeć piękną do serii wywiadów. Tematyka tych rozmów jest szeroka, moje rozmówczynie to wyjątkowe istoty. Przeczytasz w nich o pasjach, o byciu kobietą w dwudziestym pierwszym wieku, czym dla nich jest wolność i jak ją postrzegają.
Pierwszą z nich jest:
Beata
Polka na emigracji. Sama pisze o sobie tak:
„Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą… Z wykształcenia jestem inżynierem chemikiem, z przekonania antychemikiem. Od lat pracuję w turystyce. Kreatywnie wyżywam się pisząc bloga. Właściwie to nie jednego. Obok Vademecum Blogera prowadzę jeszcze bloga MODA NA BIO o naturalnych metodach na zdrowie i urodę i fanpaga o Paryżu i nauce języka francuskiego.”
Dlaczego chciałam porozmawiać z Beatą? Zapraszam do wywiadu, a zrozumiesz sama, skąd mój wybór.
1. W tym roku obchodzimy stulecie odzyskania niepodległości. Jakie emocje Ci towarzyszą?
„Jestem bardzo dumna z bycia Polką.Im dłużej mieszkam z dala od kraju (już prawie 20 lat na emigracji), tym mocniej nabieram poczucia, że jesteśmy wyjątkowym narodem, ale przede wszystkim, że Polska jest dla mnie wyjątkowym miejscem, którego nic mi nie zastąpi…”
2. Jak czuje się Polka od lat mieszkająca na obczyźnie?
„Mimo tylu lat na obczyźnie, ja wciąż – a może jeszcze mocniej (bo rozłąka uwypukla pewne rzeczy) czuję się Polką.Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Czy po prostu: Nie przesadza się starych drzew.
Wyjechałam do Francji będąc dwudziestokilkolatką, ale też będąc już ukształtowanym człowiekiem.
Na tym etapie życia człowiek zdążył już przesiąknąć kulturą, tradycją i historią i tu taki narodowy smaczek – długimi nocnymi Polaków rozmowami.
Mam wielu znajomych z różnych krajów, ale najlepiej rozmawia mi się i najlepiej rozumiem się z Polakami.
Czasami te długie nocne Polaków rozmowy trącą sarmacką nutką i legendarną już polską gościnnością. Która to – ta legendarna polska gościnność – która wśród Francuzów, którzy mieli okazję się o nią otrzeć, pozostawia niezatarte wspomnienia.
Mam takiego znajomego Francuza, który za każdym razem, kiedy się spotykamy wspomina o tym, jak to go raczono w Polsce.
Pojechał do Polski raz, do znajomego i to jeszcze w latach 90-tych. A jak przyjechał, to miał do obkolędownia całą rodzinę tego znajomego…
No i w sumie fajnie. Było bardzo sympatycznie, no bo jak mogłoby być inaczej? Tyle że w jedno popołudnie miał do obkolędowania kilka polskich domów, które czekały na gościa z zagranicy z obiadem…. I tak się złożyło, że tego dnia u wszystkich na obiad były gołąbki.
To chyba jedyne słowo, które pamięta jeszcze do dziś po latach.
On trochę się przed tymi gołąbkami wzbraniał, ale nie wypadało.
Więc, gdzie tylko przychodził w gości, sadzano go do stołu, a ten stół – pewnie się domyślacie uginał się pod ciężarem staropolskiej gościnności, tzn te gołąbki, kartofelki, suróweczka, ciasto, herbata…
Biedaczek jadł te gołąbki – raz, drugi, trzeci w jedno popołudnie… Jakoś je tam w żołądku upchał. Nawet jeżeli już za bardzo na te gołąbki z przystawkami nie miał miejsca….
Nigdy ich nie zapomniał. Wspomina do dziś… Z lekkim przymurżeniem oka i dystansem … do staropolskiej gościnności.”
3. Która kobieta jest dla Ciebie synonimem wolności? (najlepiej Polka)
„KORA. Kora jest dla mnie takim synonimem wolności. Niesamowita kobieta. Odeszła właśnie w tym roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości.
Kora zawsze kojarzyła mi się z kotem, który chodzi swoimi drogami.
Choć Kora była inspiracją dla wielu pokoleń, na moim pokoleniu, urodzonym w latach siedemdziesiątych odcisnęła chyba najsilniejsze piętno…
Nasza nastoletniość – lata 80 – te (to był szczególny czas, na swój sposób – wymagający i mocno ograniczający naszą wolność) to były początki jej kariery…
Mocno identyfikowałam się z Korą właśnie jako nastolatka.
Do dziś pamiętam, bo to wywarło na mnie ogromne wrażenie – z pozoru drobiazg, ale wtedy to było coś niewyobrażalnego.
To była końcówka lat 80 – tych, Kora w jakimś wywiadzie mówiła, że szkoda jej czasu na to, by stać w kolejkach. Bo ona woli pochodzić sobie po łące, narwać jakiegoś mlecza, liści szczawiu i zrobić sobie z tego wegańską sałatkę.
Wtedy jeszcze nikt nie słyszał o takich pojęciach, jak: slow life – minimalizm – weganizm.
A ona już wtedy, zanim stało się to modnym trednem na Instagramie, była wyznawczynią i prekursorką takiego stylu życia. W pewnym sensie wyprzedzała swoją epokę.
Dla mnie to było ogromnym odkryciem, że w ogóle można tak myśleć: patrzeć dalej ponad te przyziemne sprawy. To była tak symbolicznie – wolność, której nie jest w stanie odebrać Ci nikt…. Jeżeli robisz to z własnego przekonania, a nie dla modnego trendu na Instagramie: żyć w zgodzie z samym sobą, żyć w zgodzie z natruą, której jesteśmy częścią.”
4. Jak wyrażasz swój patriotyzm mieszkając w innym kraju?
„Myślę, że podstawowym i zarazem najbardziej niedocenianym przejawem patriotyzmu jest to jakimi jesteśmy ludźmi i jak odnosimy się do innych. O swoim patriotyźmie świadczymy swoim życiem, nie słowami.
Bo jest taki patriotyzm z rozmachem…, kiedy cała para idzie w gwizdek i w górnolotne słowa. A gdzie czyny?
Tymczasem nasz patriotyzm weryfikuje się nie od wielkich okazji, ale właśnie w tym, jakie świadectwo o swoim kraju, o tym jak w nim nas wychowano dajemy na codzień?
I to mieszkając zarówno w kraju, jak i na emigracji.
Ale na emigracji – to świadectwo jest bardziej widoczne. Stoimy na pierwszej linii.
Będąc porządnymi ludźmi, z szacunkiem odnoszącymi się do innych – jesteśmy najlepszymi ambasadorami swojego kraju.
Wiele osób wyrobi sobie opinię o danym kraju na podstawie osób danej narodowości, które gdzieś tam przy jakiejś okazji spotka. Może mamy taką potrzebę uogólniania.
Dlatego będąc po prostu porządnymi ludźmi, szanującymi innych ludzi – jesteśmy najlepszymi ambasadorami swojego kraju. I w sumie tak dajemy najlepszy dowód swojego patriotyzmu. Czyli najważniejsze jest świadectwo, jakie dajemy swoim życiem.
Bo ludzi najlepiej przekonać wcale nie słowem, tylko własnym przykładem.
Obcokrajowcy będą postrzegać nasz kraj przez pryzmat Polaków, których spotkają na swojej drodze.
No i w sumie szkoda, żeby taki „Polaczek” spod budki z piwem – a taki stereotyp Polaka z upodobaniem do mocnych trunków jest tu mocno zakorzeniony… , czy popijający wino marki wino w paryskim metrze i rzucający tym kultowym słowem na k.., które stanowi niepodważalne dziedzictwo polskiej kultury i które Francuzi generalnie kojarzą i rozumieją jego znaczenie… Przypuszczam, że jeżeli chodzi o Anglików i inne nacje jest podobnie.
No i niestety – szczególnie my emigranci – musimy zmierzyć się z siłą tego stereotypu. Jak to czasami uwiera…
Bo tym stereotypem nie będzie anonimowy polski turysta kulturalnie i że tak powiem bezkonfliktowo podróżujący… Bo jemu trudno przypisać jakąś konkretną narodowość. On nie rzuca się w oczy.
Ale tym stereotypem wciąż kojarzonym, wciąż widocznym, z którym szczególnie my emigranci musimy się na codzień mierzyć będzie taki bezwolnie powalony nad kolejną obaloną flaszką w paryskim metrze Polaczek spod budki z piwem, (tym razem na emigracji), już tak zamroczony pomrocznością jasną, ale jeszcze mający dość sił, by wyrzucić z siebie w ostatnim akcie narodowej dumy z godnym podziwu heroizmem to sakramentalne:
„Kurwa, ale się najebałem…”
No i co? Ile trzeba będzie świecić oczami i przede wszystkim dobrym przykładem, by zatrzeć to pierwsze wrażenie zostawione przez kogoś innego.
Tym bardziej, że ono jest tym czymś, co najbardziej zapada w pamięć.
ęąłóżśćńź
Polska może się zmienić…
Ale ludzie, którzy mieli z naszym krajem taki namacalny kontakt na jakimś etapie swojego życia prawdopodobnie będą postrzegać Polskę właśnie przez pryzmat tego doświadczenia. Pierwsze wrażenie może być zabójcze….
Ale wszyscy jesteśmy ambasadorami pierwszego wrażenia, mamy je w swoich rękach. I lepiej żebyśmy go nie wywierali wymachując opróżnioną butelką jakiegoś mocnego trunku…
Tytułem anegdotki.
Francuska sąsiadka mojej teściowej, pani w pewnym wieku, życzliwie radziła mojej teściowej, gdzieś w roku 2010, kiedy ta wybierała się do Polski po raz pierwszy, by zabrała ze sobą konserwy, bo nigdy nie wiadomo…. Bo tam podobno nie ma nic do jedzenia…
Bo czas się dla tej pani zatrzymał na obrazkach z lat osiemdziesiątych, kiedy francuska telewizja, czy w ogóle europejskie telewizje dość skurpulatnie komentowały i na bieżąco relacjonowały sytuację w Polsce: stan wojenny, kolejki…
Bo dla wielu osób obraz danego kraju zatrzymuje się na podstawie jednego doświadczenia, czy jednego skojarzenia.
Dlatego każdy, nie tylko my – mieszkający za granicą, ale także podróżujący, czy jeszcze bardziej działający w sieci, która jest taką globalną wioską – jesteśmy ambasadorami swojego kraju. Jesteśmy odpowiedzialnymi za to pierwsze wrażenie, które prawdopodobnie w oczach danej osoby będzie tym, które przylgnie do danego kraju.”
5. Czy uważasz, że kobieta w XXI wieku może czuć się wolna?
„I tak, i nie.
Porównywalnie mamy więcej dużo więcej wolności niż kobiety kiedykolwiek wcześniej.
Ale wciąż mamy w głowach i w rezultacie nad głowami szklany sufit. Czasami jesteśmy tego nieświadome.
Przyznam się, że dla mnie swego rodzaju przełomem była książka Sheryl Sandberg – szefowej Facebooka „Włącz się do gry”.
I przyznam się również, że przez sporą część tej książki zmagałam się z odczuciem: „jaka ta kobieta jest antypatyczna”. Zanim zrozumiałam, że problem leży we mnie i w moim podejściu, w nieuświadomionym stereotypie kobiety, który u mnie pokutuje i mnie ogranicza…. Pisalam o tym https://vademecumblogera.pl/
Bo gdzieś ta przebojowa i świadoma swojej wartości postać Sheryl Sandberg, która przebijała z kart tej książki kłóciła mi się z tym podświadomie zakodowanym, a nie do końca uświadomionym stereotypem, jak powinna zachowywać się kobieta:
Bo w każdej z nas w jakimś stopniu pokutuje wpajana przez stulecia zasada:
„Siedź cicho w kącie, aż Cię znajdą”.
Ale dzisiaj, jak nie będziesz wyskakiwać z każdej lodówki, to w sumie nie licz na to, że Cię znajdą…
Tyle, że ta zasada i wynikające z niej wewnętrzne opory najmocniej ogranicza właśnie nas kobiety.
Bo to, że mężczyzna jest ambitny i przebojowy, jak najbardziej, spotyka się ze społecznym zrozumieniem i akceptacją. Jak miałoby być inaczej?
Jeżeli jest inaczej, to tu jest właśnie problem: niezaradny życiowo, dupa, nie facet.
Jeżeli kobieta jest przebojowa i ambitna, to już na pewno nie ma serca. Jak nie ma serca, to nie ma skrupułów. Czyli wdepcze każdego w ziemię.
Kobieta przebojowa wcale nie jest arogancka. Kobieta, która idzie na przód po szczeblach kariery, ona wcale nie idzie po trupach. Ona po prostu wie czego chce i do czego konkretnie zmierza. I rzeczywiście do tego dochodzi.
Problem w tym, że ta siła stereotypów jest najmocniej zakorzeniona w nas kobietach.
Z drugiej strony poprzez social media – głównie Instagram w pewnym sensie pokutuje siła innego stereotypu.
Zauważcie, że tu jakby nie ma miejsca dla kobiet w pewnym wieku. Zauważcie, że one tu są, prowadzą profile, ale nie za bardzo się tu pokazują. Ich selfie są np zdjęciem ich butów….
Czyż to nie jest symboliczne?
Nie ma miejsca dla kobiet, które się starzeją, dlatego, że się starzeją. Tzn wcale się nie starzeją, tylko nabierają życiowej mądrości. Ale nie ma dla nich tego miejsca dlatego, że one same go nie biorą. Bo to miejsce jest jak najbardziej do wzięcia. Ale to wymaga odwagi.
Bo my – ponieważ utożsamiam się z tą grupą wiekową – boimy się przyznać sobie to miejsce, przyznać się do swojego wieku: w tym zalewie młodości, perfekcji – podkręconej umiejętną stylizacją, oświetleniem, czy filtrem.
To jest symptomatyczne – kobiety w pewnym wieku, czy kobiety dobijając do tego wieku, najpierw przestają przyznawać się do swojego wieku. Potem przestają robić sobie selfie…
Czy to nie jest ten współczesny szklany sufit?
Wzmacniają go właśnie social media, które niby dają namy tyle wolności … wyrażania siebie…
Ale obok tego wpędzają nas w poczucie winy, kiedy nie wpisujemy się w ten perfekcyjny wizerunek… perfekcyjnej stylizacji, wiecznej młodości i płaskiego brzucha na bardzo mocnym wdechu. No dobra, wcale nie trzeba się tak torturować: są od tego odpowiednie filtry…
Kobieta w pewnym wieku, która zaczyna scrolwoać Instagrama nie znajduje tu sobie podobnych kobiet… One przecież tu są, ale w pewnym sensie stają się niewidoczne, ukrywają się za perfekcyjnie dopracowaną stylizacją, chociażby własnych butów…
Ale pokazć się takim, jakim naprawę jestem, na Instagramie, kiedy wszystko wkoło jest takie perfekcyjne, a ja kurna mam zmarszczki jest takim wewnętrznym aktem odwagi…
Ludzie nie będą chcieli na to patrzeć… Nie po to przychodzą na Instagrama.
I w pewnym sensie same spychamy się na margines…
Ile blogerek zadaje sobie to pytanie: czy ja nie jestem za stara, czy jest tu dla mnie miejsce? A ja mam w sumie tylko 46 lat, ale coraz ciężej jest mi wrzucić na Instagrama zdjęcie bez filtra….
Boję się, że dla osób bardzo młodych, które odbierają świat przez pryzmat social mediów… wywołałoby ono swego rodzaju zgrzyt.
Zmarszczki – nie tego się nie pokazuje na Instagramie. Z tym trzeba się schować…
Ale też przez to w ich świadomości rodzi się ten szklany sufit. Który tylko z pozoru ich nie dotyczy, póki są młode. Uderzą o niego za kilka lat…. A kto wie na jakim etapie wtedy będzie Instagram?
I może to jest ta wolność, o którą dzisiaj powinniśmy zawalczyć?”
Dziękuję bardzo Beacie za ten wywiad. Myślę że dotknęłyśmy parę istotnych kwestii dotyczących polskich kobiet. Polka na emigracji widzi bardziej obiektywnie, co myślą o nas obcokrajowcy.
A czym dla Ciebie jest wolność?
Beatę możesz lepiej poznać tu https://vademecumblogera.pl